Jak spakować się nad morze?

Nareszcie, wielkimi krokami zbliża się czas wyjazdu. Bilety kupione, nocleg zarezerwowany, wydatki rozplanowane. Cały wyjazd wydaje się mniej więcej ogarnięty, chciałoby się tylko spać, zbierając siły na całonocną podróż, do samej godziny wyjazdu. Niestety, życie nie może być takie proste. Została jedna, ostatnia rzecz, która już stoi w kącie i straszy perspektywą odejścia na chwilę od swojego ulubionego zajęcia. Walizka. Niestety, ona w żaden sposób nie uszanuje mojego wewnętrznego lenia, mimo całej niechęci trzeba będzie się spakować. Tylko jak to porządnie zrobić?

1. Podobno warto sobie rozpisać plan z rzeczami, które są absolutnie niezbędne, i jeżeli w walizce zostanie miejsce, dorzucić inne pierdoły. Tylko komu by się chciało? Lepiej, po parokrotnym obejrzeniu zawartości swojej szafy, wyrzucić całą jej zawartość na łóżko. Przynajmniej będzie lepszy przegląd, tego co mam, co jest na mnie za małe i czego od pół roku zapominam kupić.

2. Podobno warto też sprawdzić prognozę pogody na czas wyjazdu, żeby być przygotowanym na ewentualny upał/deszcz/śnieg. Tylko po co? Wiadomo przecież powszechnie, że pogodynki kłamią, pogoda zawsze będzie zupełnie inna od tej zapowiadanej, a na dodatek, z naszą kumulacją szczęścia, na pewno będzie miało miejsce pierwsze tsunami nad Bałtykiem, ewentualnie 20 stopniowy mróz w połowie września. Najlepiej byłoby spakować całą szafę, tylko kto nosiłby za mnie te 5 walizek?

3. No dobra. Poddaję się. Leżę 20 minut na łóżku, właściwie na ubraniach, słucham muzyki i zastanawiam się, czy jeżeli wrzucę trochę losowych rzeczy, które zmieszczą się w walizce, uda mi się jakoś przetrwać te 10 dni. Na pewno! Brzmi jak doskonały pomysł i możliwość powrotu do nicnierobienia.

4. Żałuję, że w ogóle wpadłam na pomysł wyjazdu. Nigdy więcej. Po co mi to było potrzebne? Teraz muszę przecierpieć niesamowite katusze pakowania się, zbierania, układania, składania, prasowania, prania, rozwieszania. Nie lepiej było spędzić końcówki najdłuższych wakacji w życiu w domu, pod kołdrą, w świętym spokoju? Niestety, zaliczka wpłacona, a nie pozwolę żeby przepadła! Trzeba wracać do roboty.

5. Ubrania spakowane. Buty wezmę na końcu, a może wystarczy tylko jedna para, którą i tak będę mieć na nogach? Godne rozważenia, buty ważą przecież tonę, a sama będę sobie tragarzem. Mimo wszystko, wrzucę jeszcze parę trampek i klapki. Na pewno wystarczy, a nawet jeżeli nie, będę udawała że dokładnie tak jest.

6. Niby blisko do końca, a mimo to wciąż go nie widać. Teoretycznie najtrudniejsza część za mną, ale wciąż dużo rzeczy czeka na miejsce w mojej walizce. Kosmetyczka? Kolejne wyzwanie. Oprócz szamponów, odżywek, mleczek, płynów, wacików, trzeba zdecydować, których rzeczy do nakładania tapety będę używać. Po co nosić ze sobą niepotrzebne szpargały?

7. Finito, elo piątka nara. Zamykam walizkę, wspomagając się swoim ciężarem, bo oczywiście nie udało się zapakować jej tak, żebym nie musiała miażdżyć jej swoim szanownym tyłkiem. Jednak, jak by na to nie patrzeć, wyzwanie zrealizowane w niemal 100%. Nigdy więcej wyjazdów. Na pewno nie do przyszłego roku.

mimo wszystko, udało się, i nawet nie jest tak źle.

2 komentarze:

  1. Ładna zmiana w kierunku czytelników mobilnych.
    Pakowanie odkładam na ostatni moment. Jak wszystko. Pociąg poczeka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dalej nie wiem, po co nam to było. Zwłaszcza, że jeszcze się nie rozpakowałam. Serio. Widzę kurtkę w ptaki i już żałuję, że nam się nie zmieściła :(

    OdpowiedzUsuń