Czy warto studiować geologię? Z pamiętnika początkującego geologa.

Miało być prosto, nieskomplikowanie. Miało nie być matmy, fizyki ani chemii. Nauka miała przyjść dopiero w okolicach sesji, wykłady nieobowiązkowe, a zajęcia ciekawe. Nie wiem, które kłamstwo było tym największym, a które można przełknąć bez zająknięcia.




Jak walczyć z niemocą twórczą?



jak żyć
znajdziesz wykrzyknik?

Znasz to uczucie, kiedy czujesz, że masz potrzebę coś stworzyć? Narysować, napisać, skomponować, wykonać cover ulubionej piosenki czy przez cztery godziny tworzyć fantazyjne wzorki na paznokciach? Oczywiście, jeżeli czujesz taką potrzebę częściej niż raz do roku, zapewne masz ulubioną dziedzinę realizacji swoich, mniej lub bardziej wzniosłych wizji.
 Nie każdy jest utalentowany we wszystkich możliwych dziedzinach, nie każdy talent chce nam się rozwijać (ja na przykład należę do gatunku, któremu nie chce się robić absolutnie nic, nazwałabym to ultimate laziness). Ale kiedy już masz pomysł, wiesz, że masz wystarczające umiejętności żeby wprowadzić go w życie, nagle... 
Nic. Klawiatura nie taka, nie mam odpowiedniego programu, ołówek wpadł mi za szafę, cyrkiel pożyczyłam koleżance, gardło mnie boli, mam katar, kolokwium, sesję, psa do wyprowadzenia. Pomimo chęci, nawet kiedy aż nosi, żeby zmienić swój ulotny pomysł w coś bardziej namacalnego... Po prostu się nie udaje. Nic nie wychodzi takie jak powinno, każda kolejna próba przynosi tylko jeszcze większą katastrofę, najlepszym wyjściem jest zakopanie się pod trzema kołdrami i pogrążenie się w nicości. Nic, tylko... 
Jak z tym walczyć? Czy to w ogóle wykonalne? A może lepiej pozostawić tworzenie innym, przecież nie od dziś wiadomo, że nawet jeżeli jesteś w czymś dobry, to zawsze znajdzie się jakiś Azjata, który jest w tym lepszy od Ciebie.

Jak przetrwać sesję, nauczyć się wszystkiego i dostać stypendium?

Zaczynając studia obiecywałam sobie że będę się uczyć systematycznie, chodzić na wykłady, robić notatki. Ciężka praca podobno popłaca, więc od drugiego roku będę się miała jak pączek w maśle, dostając co miesiąc od uczelni stypendium za niesamowite wyniki, ucząc się cały czas żeby załapać się na stypendium na trzeci rok. Wyszło jak zwykle.
Chociaż z początkiem każdego kolejnego półrocza od mniej więcej czwartej klasy (te wcześniejsze pomijam, i tak nie było tam nic do nauki, a jak była praca domowa to mama mnie pilnowała), za każdym razem byłam święcie przekonana, że tym razem się uda. Nigdy się jeszcze nie udało, ale nie skończył się dobrze pierwszy semestr z siedmiu, muszę dać sobie tą dokładnie 20 szansę. Może w letnim semestrze będzie lepiej. Niby do trzech razy sztuka, ale składanie obietnic to żaden wysiłek. 

Jak nauczyć się do sesji?