Na szczęście zostałam obudzona, że tydzień bardziej się kończy niż zaczyna. Do tego zaczął się październik. Zaraz zaczyna się rok akademicki. Zacznie się poranne wstawanie. Zacznie na serio pizgać. Tak dużo rzeczy się zacznie. To przecież najlepszy czas, żeby dodać do tego swoje "przebudzenie"- przejść na dietę. Zacząć uprawiać sport. Podobno wtedy życie jest fajniejsze.
Nie wiem, czy wciskanie tyłka w rozmiar 36 sprawi, że będę bardziej radosna, zadowolona i pewna siebie. Pewnie nie, bo to podobno nie kwestia rozmiaru, tylko charakteru czy innych rzeczy- na szczęście mi to nie grozi. Prawdopodobnie tak samo jak przymus kupienia nowych spodni, bo stare będą leciały z dupy.
Niestety, widzę na sobie skutki najdłuższych wakacji w życiu, połączonych z leniwą naturą, umiłowaniem coli i usilnym wypełnianiem lodówki przez babcię. Postanowiłam- schudnę, im będę lżejsza, tym łatwiej przecież wejdę na czwarte piętro. Niestety podczas 10 dni nad morzem nadal nikt nie wybudował w moim bloku windy.
Wybrałam się nawet do pani dietetyk. Pochwaliła mój tyłek, a dwa dni później dostałam na maila tygodniowy jadłospis, razem z wzmiankami czym grozi nadwaga, czego absolutnie nie wolno i do czego muszę się przyzwyczaić.Zaleciła dużo pietruszki i wody zmineralizowanej i smarowanie chleba masłem- wszystko co najbardziej wskazane oczywiście najbardziej mnie odrzuca. Przemiła pani (bez sarkazmu, naprawdę była miła, szkoda tylko że to jedyne określenie które przychodzi mi do głowy) nadmieniła nawet, kiedy powinnam popijać herbatkę zieloną, kiedy czerwoną. Bez cukru, oczywiście.
Miałam bardzo dobre chęci- niestety, jedzenie według ścisłego planu chyba mnie przerasta. Postanowiłam bardziej inspirować się zaleceniami niż trzymać się ich za wszelką cenę- rozwiązuje to całkiem sporo dylematów.
Czy pokrojona w kostkę rzodkiewka różni się czymś od startej?
Czy jeżeli kupię podobne płatki, ale z firmy innej niż zalecona runie całe moje odchudzanie?
Gdzie kupuje się ricottę?
Czy koktajl ze szpinakiem smakuje tak samo źle jak wyglądał na pewnym zdjęciu?
Do diety powinny dołączyć też ćwiczenia. Przekonana od czterech dni, że wciąż jest poniedziałek, od poniedziałku nie kiwnęłam palcem- przecież nie będę się wysilać parę razy w jeden wieczór.
Dlatego pisanie na klawiaturze nie może spalać tylu kalorii co bieganie? Dlaczego spanie nie może być drugim fitnessem?
Mimo pobożnych życzeń, w końcu trzeba będzie ruszyć dupę. Może ustawienie sobie Ewy Chodakowskiej jako tapety coś pomoże- im szybciej osiągnę zamierzony cel, tym szybciej będę mogła ją zmienić.
Zaczynam swoje zmagania, może kiedyś nawet wygram sama ze sobą.
teoretycznie mam wszystko co potrzebne. oprócz chęci do sportu.
Dieta cud- jesz co chcesz, pijesz dużo coli, nie ruszasz się i tyjesz. Albo i nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz